Dymy nad Dyneburgiem

Wstanąwszy o świcie spojrzała w niebo;
kolejny dzień wielkiej krucjaty.
Po raz kolejny patrzy na niego;
to przecież dworek Platerów hrabiany!

Chmury naszły, nastał dzień szary,
maskę zrzuciła kapitan.
Rozkwitły na łące kwiaty-cary;
ona będzie ostatni Rejtan.

Ruszyła do walki; wiara jej szablą,
tarczą jej będzie Duch Święty,
błogosławieństwo boże pokieruje jej strzelbą,
carski schizmatyk zostanie chłośnięty.

Bili się mocno, bili się męsko
jak na patriotów przystało.
Kolumna wroga zepchnięta w bagnisko.
Carski sztandar trzech jeńców poddało.

Mijały dni, mijały tygodnie,
Polaków na wschód jechały kibitki.
Generał gotowa zebrała wojsko,
rusza na twierdzę nad Dźwinę

Stanęła u bram ze sztandarem w dłoni
jak Święta Dziewica pod Orleanem.
Wrota twierdzy pozostały zamknięte.
“Do broni!” krzyczy jenerał Plater.

Wrota wyważone, ratusz już się pali,
posiłki obu stron prędko nadchodzą.
Gdyby Jezus lub Szatan przyszli z pomocą,
miastu temu już nie pomogą.

Choćby jenerał Emilia Plater
była wielkiej sławy dramaturgiem,
nie znalazłaby słów, żeby opisać
dymy nad Dyneburgiem.

Lawrence

Autor: Lawrence Kategoria: Patriotyczne

 

Oceń wiersz

 

Komentarze

Komentować mogą tylko zalogowani użytkownicy. Jeśli nie masz jeszcze konta, możesz się zarejestrować.


Refleksyjnie...